Inner game

To, co mówią inni – rodzice, trenerzy, koledzy, kibice – ma na nas wpływ. Nie zawsze powinno mieć, szczególnie wtedy, gdy nas dołują, ograniczają, sprawiają, że czujemy się gorzej, ale ma. Im stajemy się mądrzejsi, tym lepiej potrafimy filtrować wszelkie docierające do nas z zewnątrz informacje i wybrać te, która nam służą a resztę pominąć.

Jednak to nie wszystko. Ważniejsza jest bowiem inner game, czyli nasza gra wewnętrzna, którą rozgrywamy w swojej głowie. Nasz dialog wewnętrzny, który prowadzimy z samym sobą. To jest kluczowa sprawa.

Nawet, jeśli nauczymy się właściwie filtrować informacje z zewnątrz, bez właściwego dialogu wewnętrznego nadal możemy pozostawać w czarnej dupie.

Pamiętam jeszcze z czasów juniorskich jak sam siebie sabotowałem. Niestety, ale zabijał mnie perfekcjonizm. Grałem naprawdę całkiem dobrze i ludzie to dostrzegali i doceniali. Trenerzy, kibice, rodzice chwalili mnie, ale ja nie potrafiłem przyjąć tego do siebie. W głowie miałem błędy a jakby zapominałem o dobrych akcjach, których było zdecydowanie więcej.

Filtrowałem informacje z zewnątrz, ale na swoją niekorzyść!

No i mój dialog wewnętrzny również był zły, bo w głowie miałem stale to, co złe, co do poprawienia i nie potrafiłem sobie pogratulować dobrej gry.

To samo ma się, jeśli chodzi o wymówki. Jak wiadomo, trening to wysiłek. Nie zawsze i nie wszyscy są w stanie go podjąć. I wtedy zaczyna się nasza inner game, która mnoży wymówki.

Wymówki mają to do siebie, że są przekonujące (albo sami nadajemy im taką wartość), bo inaczej po co byśmy je wymyślali? A to za ciepło. To znowu za zimno. Głowa boli. Jestem niewyspany. Jadłem niedawno. Itd. Itd.

Fajnie, tylko dokąd to nas prowadzi? Wymówki będą nam towarzyszyć stale. Im wyżej zajdziemy, tym lepsze będą i one. Skoro nie da się ich pozbyć, trzeba je zignorować. Po prostu działać mimo ich obecności.

Można też je zniszczyć, czyli wysunąć kontrargument nie do przebicia. Można je logicznie i emocjonalnie pokonać.

Logicznie, czyli „czy naprawdę jest tak, jak uważam?” Przecież wcale nie jest tak zimno. A nawet jakby to wystarczy, że się odpowiednio ubiorę albo dzisiaj potrenuję na sali.

Emocjonalnie – wyobrazić sobie siebie samego osiągającego swój cel, czyli przykładowo biegnącego wokół boiska przy aplauzie publiczności i cieszącego się ze zdobycia złotego medalu.

Jeśli towarzyszą Ci wymówki, to dobrze! Je też trzeba umieć pokonać na drodze do sukcesu.

Co jeszcze możesz zrobić, gdy Ci się strasznie nie chce i gdy wymówki po prostu zalewają Cię z każdej strony?

Obejrzyj ten filmik:

 

Trening czyni mistrza

Znasz pewnie w swoim otoczeniu osoby, które mają talent, wrodzone predyspozycje do sportu ogólnie czy do konkretnej dyscypliny. Wiele z nich jednak, szczególnie w bardzo młodym wieku, przecenia znaczenie talentu.

Talent to jest ta iskra, to jest coś, co sprawia, że pewne rzeczy przychodzą nam dużo łatwiej, niż innym. Talent jednak nie jest wyznacznikiem sukcesu. Nad talentem trzeba pracować. Ciężko pracować. Diament trzeba oszlifować, by błyszczał jak należy i wprawiał wszystkich w zachwyt.

Dlatego tak ważne jest, by wpajać sportowcom od małego, jak ważne jest odpowiednie podejście, ambicja, wytrwałość i gotowość do ciężkiej pracy. Każdy bowiem sukces wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Każdy sukces wymaga ceny, którą trzeba zapłacić z góry.

Ciężka praca jednak nie jest tak ciężka jak się może wydawać, o ile wiemy dlaczego coś robimy. Jeśli kochasz coś robić, ciężka praca staje się przyjemnością, bo prowadzi nas tam, gdzie chcemy dotrzeć.

Jak to powiedział jeden z moich wzorów od dzieciństwa:

zdj: tennisinfoblog.com

A tak na marginesie – polecam autobiografię Agassi’ego „Open. Autobiografia tenisisty.” Dużo ciekawych informacji z jego życia oraz wiele przydatnych doświadczeń dla sportowców.

Sport indywidualny czy zespołowy?

Jaki sport uprawiasz – indywidualny czy zespołowy? Sam jesteś za wszystko odpowiedzialny czy też masz drużynę, która za Tobą stoi?

Widzisz, celowo tak skonstruowałem pytanie, ponieważ niezależnie od tego, jaki sport uprawiasz, zawsze jest to sport zespołowy!

Nawet, jeśli na boisku jesteś sam i w gruncie rzeczy sam podejmujesz decyzje na boisku, to i tak masz ze sobą całą ekipę! Należy do niej trener, fizjoterapeuta, psycholog a nawet rodzina i znajomi. Każdy, kto ma na Ciebie wpływ i kto w jakikolwiek sposób pomaga (lub przeszkadza – oby to pierwsze) Ci osiągnąć Twój sukces, jest w Twojej drużynie.

Co dwie głowy, to nie jedna. A dobra drużyna to podstawa. Dobra, czyli taka, w której inni są mocni tam, gdzie my jesteśmy słabi. Trener przygotuje nam taktykę. Fizjoterapeuta sprawi, że szybciej staniemy na nogi. Psycholog wzmocni naszą mentalność. Rodzina da wsparcie. Koledzy zadbają o rozrywkę i odpowiedni dystans do tego, co robimy.

Nikt z nas nie jest samotną wyspą i nikt sam nie wygra. Zbuduj najlepszą drużynę na jaką Cię stać. Skupiaj wokół siebie osoby, które mogą Ci pomóc i które jednocześnie zyskają na współpracy z Tobą (pamiętaj o zasadzie win-win, czyli że każdy wygrywa!).

zdj: AFP

Jak pokonać ból?

Justyna Kowalczyk musi wykonać niesamowity trening w okresie przygotowawczym, by podczas sezonu dysponować takim zdrowiem. Gdy oglądamy jej zmagania (z przeciwniczkami, ale i z samą sobą) w biegach to czasem aż nie możemy wyjść z podziwu, jak to w ogóle jest możliwe.

Skoro teraz podejmuje tak morderczy wysiłek, to jak musiały wyglądać jej treningi wcześniej, gdy nikt nie patrzył?

I co ważne dla nas – czego możemy się od niej nauczyć?

Co zrobić, gdy tak bardzo się nie chce?
Jak zabrać się do pracy, gdy wiemy, że trening będzie ciężki a wręcz może wiązać się z bólem (przekraczanie granic boli)?
Skąd czerpać siłę, gdy na samą myśl o czekającym nas wysiłku się odechciewa?

Można „zatopić się” w bólu, czyli skupić na nim i przyjąć go jako normalny element a wtedy traci on nieco na swojej sile.

Można również odwrócić uwagę od bólu koncentrując się albo na najbliższym celu, czyli przykładowo na przebiegnięciu tych 10 km. Choć jeszcze lepiej jest, gdy podzielimy sobie ten cel na mniejsze cele i zamiast masakrować się, że jeszcze 9 km do końca, mówmy sobie: „jeszcze tylko do kolejnego zakrętu”. Gdy dotrzemy do tego zakrętu, wyznaczamy kolejny cel: „do tamtego drzewa” a gdy miniemy już to drzewo, szukamy kolejnego, bliższego celu. W ten oto sposób skutecznie odwrócimy uwagę od bólu i zniechęcenia, jakie przynosi zbyt odległy cel a skupimy się na tu i teraz, na dotarciu do celu, który spokojnie jest w naszym zasięgu. I tak do skutku.

Muhammad Ali miał jeszcze inny sposób. Odwracał uwagę od bólu, poprzez koncentrację na swoim celu głównym, na tym, co najbardziej motywowało go do treningu. Skupiał się na laurach i na tym, co przyniosą mu kolejne zwycięstwa. Do tego jednak potrzeba ogromnej siły ducha i niesamowitej pewności siebie…

„Nienawidziłem każdej minuty treningu, ale powtarzałem sobie: nie poddawaj się, przecierp teraz i żyj resztę życia jako mistrz.” Muhammad Ali

I dla potwierdzenia znaczenia pewności siebie:

„To brak wiary w siebie sprawia, że ludzie boją się podejmować wyzwania. Ja w siebie wierzę.” Muhammad Ali

Jeśli chcemy być lepsi, niż jesteśmy obecnie, musimy zrobić więcej, niż robiliśmy do tej pory. To wymaga wyjścia ze strefy komfortu. To wymaga przekraczania granic. A to łączy się z bólem. Przykładowo mięśnie rosną wtedy, gdy damy im bodziec w postaci większego ciężaru, niż dźwigamy na co dzień. Odbudowują się, gdy wcześniej je uszkodzimy (mikrouszkodzenia wywołane treningiem siłowym)…

Wytrzymałość kształtujemy wtedy, gdy poddamy się zmęczeniu, gdy nasz organizm musi pracować intensywniej niż przy codziennych czynnościach. Nie da się poprawić wydolności, jeśli nie przekroczymy progu zmęczenia.

By podjąć jednak ten zwiększony wysiłek, musimy nauczyć się przekraczać naszą strefę komfortu, a to wymaga odwrócenia uwagi i odpowiedniej motywacji.

Wielu ludzi ma z tym problemy i chcieliby osiągać sukcesy bez większego wysiłku. Stąd problemy z dietami i ćwiczeniami u tych, którzy chcą schudnąć. Może i chcą, ale im się nie chce podjąć wysiłku.

Na szczęście Ciebie to nie dotyczy 🙂

Zaciśnij zęby, odwróć uwagę od bólu i skup się na swoim celu, na nagrodzie, która czeka na mecie (smuklejszej sylwetce, pobiciu rekordu, zdobyciu medalu czy chociażby zadowoleniu, które przychodzi zawsze, gdy uda nam się pokonać własne słabości).

Porażka, czyli co?

Porażka to tylko narzędzie, które możemy potraktować dwojako:

1. Jako nawóz sukcesu

2. Jako ostateczną przegraną

Jednym udaje się za pierwszym razem. Innym za dziesiątym. A jeszcze inni muszą mocno zacisnąć zęby i przeć do przodu mimo ogromnej ilości porażek, ale jeśli wierzą w siebie i z każdego błędu wyciągają naukę, wcześniej czy później się uda. Musi się udać!

żródło: midwestsportsfans.com

Jordan powiedział tak:

„W mojej karierze nie trafiłem do kosza ponad 9000 razy.

Przegrałem prawie 300 meczów.

26 razy, kiedy od mojego ostatniego rzutu zależały losy całej gry – chybiłem.

W swoim życiu cały czas przegrywałem.

Dlatego właśnie odniosłem sukces.”

Wybór należy do Ciebie.

Padłeś? Powstań!